BLOG

Zrozumieć macierzyństwo

           Dzisiaj pisze dla Was nie jako psycholog, ale przyjmuje perspektywę matki. Zawsze podobało mi się stwierdzenie, że macierzyństwo jest słodko-gorzkie i tak właśnie jest. Wiedziałam, że na początku może być trudno, ale tak naprawdę dopiero, gdy człowiek zostanie postawiony w jakiejś sytuacji, dowiaduje się w jaki sposób na nią zareaguje. Poza tym ogólny przekaz społeczny, książki traktujące o macierzyństwie… niestety w większości są dosyć jednostronne, omijają tak ważny temat dla kobiet jakim jest prawdziwy, realny obraz macierzyństwa.

            Dopiero odkąd stałam się matką, zaczęłam rozmawiać na ten temat z wieloma kobietami i to w zupełnie odmienny sposób niż wcześniej. Widzę jak ogromna jest potrzeba wsparcia i rzetelnych informacji w tym zakresie. Nie chcę tu pisać o takich delikatnych kwestiach jak np. depresja poporodowa (to zagadnienie wymaga osobnego opracowania), chciałabym skupić się przede wszystkim na tym prawdziwym, realnym obrazie macierzyństwa.

Droga do macierzyństwa

            Przez długi czas miałam trudności z zajściem w ciążę. Długie leczenie, wizyty, kolejki do lekarzy w celu postawienia diagnozy, przyjmowanie olbrzymich dawek leków i hormonów… Już sam ten proces był bardzo trudny. Myślałam, że być może coś jest ze mną nie tak, nie miałam stwierdzonej konkretnej przyczyny niepłodności, po prostu się nie udawało.

Z perspektywy czasu myślę, że zdecydowanie lepiej jest wiedzieć z czym się człowiek mierzy. Gdy kolejny raz przekładałam operację diagnostyczną, nagle stał się cud – zaszłam w ciążę. Niestety nie udało się jej utrzymać.

Nie wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć

Zrezygnowana umówiłam się na następny zabieg i w następnym miesiącu ponownie zaszłam w ciążę. Nawet lekarze nie potrafili wyjaśnić tego fenomenu. Dla mnie to wspaniały przykład, że cuda istnieją, bo nawet jako psycholog wiem, że nie wszystko da się zrozumieć w logiczny sposób. I moja Jagódka jest tego przykładem. Około 30 tygodnia ciąży lekarz zalecił mi badania wątroby. Prawdopodobnie tej decyzji zawdzięczam życie mojego dziecka. Okazało się, że choruję na cholestazę i co warto podkreślić – bez szczególnych objawów.Dlatego postanowiłam za każdym razem, gdy tylko mam ku temu sposobność, uświadamiać kobiety by wykonywały te badania nawet gdy nie zostaną zlecone przez lekarza.

To już!

Czas narodzin dziecka jest jednym z najważniejszych momentów życia człowieka, a pierwsze kilka minut jest bardzo ważne w tworzeniu relacji z nowym członkiem rodziny. Niestety mi nie było to dane: ani zobaczyć, ani poczuć, ani potrzymać mojego maleństwa na rękach zaraz po narodzinach.  Pamiętam, że pytałam potem koleżanki na oddziale jakie to uczucie – nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Po porodzie wróciłam na salę pooperacyjną. To było bardzo trudne uczucie. Wiedziałam, że miałam operację, że poród jest za mną, ale fakt, że nie było przy mnie dziecka nie tylko negatywnie wpłynął na laktację, ale sam organizm zdawał się również mocno skołowany tą sytuacją.

Tak blisko, a tak daleko…

Swoje dziecko zobaczyłam na zdjęciach wysłanych przez męża. Przez długi czas w pewnym sensie było to dla mnie nierealne doświadczenie. Przez pierwszą dobę niewiele mogłam się dowiedzieć na temat Jagódki. Leżała na innym oddziale i nikt nie chciał mi udzielić informacji na jej temat. Niestety to są realia wielu polskich placówek zdrowia, a wsparcie osób z grona medycznego też pozostawia wiele do życzenia. Kobiety idąc do szpitala boją się przede wszystkim tego jak będą tam traktowane. To niedopuszczalne, ponieważ  w tym pięknym, ale też trudnym momencie życia powinny być otoczone szczególną troską i miłością. To smutne, że w tak intymnym i delikatnym momencie często jesteśmy pozbawione wsparcia.

Widok dziecka w inkubatorze jest trudny. Nie wierzyłam początkowo, że to moje dziecko. Oboje płakaliśmy, mała podłączona była do całej aparatury i leżała na brzuszku. Pewna wspaniała i pełna ciepła pielęgniarka mówiła, że mała nie lubi być dotykana. Wtedy poczułam ogromny smutek jak musiało być jej trudno samej. Początkowo nie chciałam jej brać nawet na ręce, dalej nie jestem pewna dlaczego. Zapewne złożyło się na to kilka czynników: lęk, strach, szok. Po prostu chodziłam i sobie na nią patrzyłam. I to był prawdziwy noumen. 

Najważniejszy egzamin z życia

Teraz Jagoda ma 9 miesięcy, a ja już wiem, że to był najważniejszy egzamin mojego życia. Wiem również, że dla mnie najtrudniejsze były tylko te pierwsze miesiące. Miałam problemy z laktacją, ale bardzo chciałam o nią walczyć. Budziłam się co 2,5 godziny by siedzieć z laktatorem następną godzinę i tak w kółko. Wszystko po to, by pobudzić mój organizm. Ale nic nie da się zrobić na siłę. Do tego dochodzi ogromne zmęczenie, trzeba się przecież opiekować dzieckiem. Jagódka na początku miała rozregulowany system dzień – noc, co znaczy, że miałam tylko chwilę odpoczynku za dnia, gdy spała. Niestety w praktyce – byłam już tak wykończona, że nie potrafiłam usnąć.

Bezsenność towarzyszyła mi przez wiele miesięcy, jeszcze teraz czasem mnie odwiedzi. 🙂 Każdy mówił, że za jakiś czas będzie lepiej, trzeba to przetrwać. I mieli rację! Myślę, że najtrudniejszą rzeczą we wczesnym macierzyństwie jest brak snu. On steruje całą naszą aktywnością i działaniem organizmu, gdy to szwankuje, wszystko inne się rozsypuje. Dlatego tak ważne jest wsparcie najbliższych osób, rodziny czy nawet przyjaciół.

Jesteś mamą, ale musisz myśleć także o sobie

Musisz pamiętać w tym wszystkim również o sobie, tylko w taki sposób będziesz lepszą mamą. Ja miałam to szczęście, że mąż budził się ze mną w nocy i mi pomagał – robi to do teraz. Za dnia nieocenione było wsparcie babci bądź mamy, by choć na chwilkę przymknąć oczy. Myślę, że wiele kobiet uważa, że jeśli mężczyzna pracuje to już nie musi pomagać w tych typowo „matczynych” obowiązkach, a to bardzo smutne i krzywdzące. Praca matki trwa całą dobę i nie ma dla niej chwil wytchnienia. Dlatego tak ważne jest uświadamianie najbliższym, że to wsparcie jest nam bardzo potrzebne.

Czy kocham wystarczająco?

 Od pierwszych chwil zastanawiałam, się czy wystarczająco kocham moją córeczkę. To było najważniejsze pytanie jakie sobie stawiałam w minionych miesiącach. Podobno miało to być jak grom z jasnego nieba, miałam na nią spojrzeć i miało się stać właśnie TO COŚ. U mnie TEGO nie było. Opiekowałam się nią jak najlepiej potrafiłam, myślałam o niej i cieszyłam się nią. Dopiero teraz wiem, że w moim przypadku ta miłość dojrzewała z czasem i nie ma w tym zupełnie  nic złego, nie mogę za nic się obwiniać lub co gorsze wpędzać w poczucie winy.

Po skończeniu 9 miesięcy pewnej nocy nie mogłam zasnąć. Przeglądałam  zdjęcia Jagódki  z sali szpitalnej (moje ulubione to właśnie to zaraz po porodzie) i uświadomiłam sobie, że moja miłość do niej jest tak wielka, że wypełnia mnie całą. Długo nie mogłam zasnąć bo to było niewiarygodne uczucie. Obudziła mnie Jagódka i jej nawoływanie z łóżeczka. Gdy mnie tylko zobaczyła całą sobą radowała się z mojego widoku.

Teraz rozumiem…

Teraz rozumiem o czym mówiła mi mama opowiadając o miłości do mnie i mojej siostry Madzi. O tym całym świecie wypełnionym miłością do najważniejszej dla nas osoby. I to już na zawsze.

Monika

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn