Ostatniej nocy długo nie mogłam zasnąć myśląc o temacie mojego nowego artykułu. Często z pisaniem zdaje się na intuicję, bo wierzę, że w ten sposób wyraża się to, co jest najodpowiedniejsze w danym momencie (dla mnie jako autora i czytelnika). Z weną jest jak z kobietą – bywa chimeryczna. Czasami nadchodzi nocą i nie pozwala zasnąć. Wtedy nie pozostaje mi nic innego jak chwycić za pióro i pisać… Najwyraźniej dla kogoś lub dla mnie jest to na tyle ważny temat, że potrzeba pisania o tym, w konkretny sposób i o danej godzinie jest silniejsza. Około 2:00 w nocy, w mojej głowie narysowało się następujące zestawienie słów: niebezpieczne, wręcz toksyczne związki. Od razu wiedziałam o czym będę pisać… Pozwól, że opowiem Ci pewną historię.
Siła pierwszej miłości a toksyczne związki
Owa historia zaczęła się już bardzo dawno temu i trwała wiele długich lat. Czy wierzysz w siłę pierwszej miłości? Ona taka właśnie była: intensywna, pełna pasji i kotłujących się emocji. Była dziwna. Nie pozwalała spać. Pochłonęła wiele ofiar, zagarnęła wszystko: ciało i duszę. Na wiele długich lat… Opowieść ta przypomina trochę współczesną baśń. Od samego początku nie istniało nic innego, tylko ich dwoje. Świat chaosu, miłosnych doznań, romantycznych gestów, zazdrości, złości i bólu. Najczystsze połączenie miłości – zgniłej miłości. A że było to uczucie silne, połączyło ich na długo. W pewnym sensie… może nawet na całe życie, bo trudne doświadczenia, szczególnie te w młodym wieku, kształtują nas na stałe. Blizny takich silnych przeżyć zostają w nas już na zawsze. O tym samym mówi artykuł Purezento, gdzie sztuka sklejania naczyń polega tak naprawdę na pracy z odłamkami własnych przeżyć.
Rany, które sączyły się latami
Historia jak z filmu: pustka, kolejne lata, pustka, ucisk w żołądku, brak kontaktu, powroty. Każdy z bliskich znał ich historię. Znajomi często wspominali: och, co to była za miłość. Czy Tobie również znane są takie związki? A może też tkwisz w trudnej czy toksycznej relacji? Poziomów owej toksyczności jest naprawdę wiele… (o toksycznych ludziach w ogóle pisaliśmy tutaj). Wracając do naszych bohaterów – wciąż budowali życie na nowo: bez siebie. Jednak, gdy życie znów ich ze sobą łączyło, wszystko burzyli z siłą błyskawicy. Niby stworzeni dla siebie, a jednak nie potrafili żyć ze sobą, niszcząc wszystko dokoła. Miłość czasem potrafiła doprowadzić ich do takiego obłędu, że nie mogli z tego wyjść bez ran. A te rany sączyły się latami. Miały wpływ na to kim byli i kim się stali. Sami po wielu latach przyznali, że już nigdy nie będą tacy sami.
Toksyczne związki niszczą
Miłość w pewnym momencie odebrała im radość i szczęście. Obydwoje w pewnym sensie coś sobie odebrali, coś zniszczyli. Pewnych, utraconych rzeczy nie da się już odbudować. To trochę jak żołnierz po ciężkiej i wyniszczającej wojnie – w pewnym sensie już nigdy nie wróci do normalności. Wszystko w imię miłości – romantycznej, przepięknej, ale też bardzo toksycznej. Być może również dlatego mówi się, że kobiety z wypiekami na twarzy wspominają związki z tzw. niegrzecznymi chłopakami.
To proste – oni dostarczają im wiele wrażeń, silnych i niezapomnianych emocji. Po wielu latach, często rzucone w wir rodzinnego życia wśród gromadki płaczących dzieci i obojętności męża, skrycie cierpią, marzą i rozpamiętują stare związki. To wszystko może być bardzo niebezpieczne, bo nasza pamięć przechowuje tylko szkielet wspomnień, a reszta jest hipotezą, którą rysuje nam mózg. Dzisiejsza opowieść nie ma pięknych happy end-ów. Podobnych historii jest wiele. Choć każda inna, bo każde uczucie inaczej się tworzy i inaczej kwitnie. Rozkwita lub więdnie szybciej niż powinno.
Ciężar toksyczności dotyka obu stron

Pamiętam taki film: Big Love. Swego czasu zrobił na mnie duże wrażenie. Myślę sobie też teraz o cierpieniu Wertera, o jego rozmyślaniach i wewnętrznych rozterkach. Niestety, pewnie wielu z nas doświadczyło w życiu również podobnych uczuć. Myśląc o toksycznym związku często przychodzi nam na myśl obraz ofiary, najczęściej kobiety i kata. Jednak chciałabym podkreślić, że w wielu związkach oboje ludzi wchodzi w tę relację i oddaje swój ciężar toksyczności. Ja również swego czasu byłam w takiej relacji, więc pisanie współczesnych baśni przychodzi mi z łatwością. I choć takie związki z pewnością dają nam wiele absolutnie wyjątkowych przeżyć, to często związane są jednak z dużym cierpieniem.
Strach czy przyzwyczajenie?
Dlaczego zatem tak często słyszymy: czemu ona z nim jeszcze jest? Czemu oni w ogóle ze sobą są? Każdy z nas był zapewne świadkiem kłótni zakochanej pary, sceny zazdrości. To świat złożony z dantejskich scen, kłótni i dziwnych sytuacji, które dla nich są codziennością (innych zaś wprawiają w zażenowanie). To być może świat złożony z odłamków wzajemnych zranień i obsesji, którymi kochankowie się żywią. Dla jednych zupełnie niezrozumiały, dla innych bardzo bliski.
W wielu przypadkach to po prostu przyzwyczajenie, lęk przed porzuceniem i byciem samym, który wpływa na pozostawanie w tych związkach. W dużej mierze to już uzależnienie, forma specyficznej symbiozy. Ze swojego doświadczenia wiem, że pewne relacje potrafią być bardzo silnie zakorzenione i mocno nas kształtują. Ktoś powiedział mi kiedyś, że spowodowane jest to wędrówką dusz, które nie mogą się rozstać albo to echa silnych wspomnień z poprzednich wcieleń. Czy podobnie było u mnie? Tego ze stuprocentowa pewnością nie mogę powiedzieć, ale wsłuchując się w swoje ciało można wiele wywnioskować.
Co dalej?
Co dalej z ludźmi, którzy tkwią w toksycznych związkach? Czy grozi im widmo podobnej relacji jak na wcześniej wspomnianym filmie? Czemu nie potrafią w porę z tego wyjść, chroniąc siebie i najbliższych? Przecież powinny zadziałać mechanizmy obronne… Często tego typu relacje są po prostu uzależniające. Zastanawiam się również jaki byłby świat bez tych wszystkich silnych emocji i dramatów. Gdybyśmy tak mogli sobie wszystko ułożyć w dobry sposób… Obawiam się jednak, że wtedy byłoby po prostu nudno i jednowymiarowo. Przecież nie bez przyczyny od setek lat wciąż zachwycamy się dramatami Szekspira, historią Romea i Julii czy cierpieniem Otella.
Co na to mózg?
Mimo wszystko czasami jednak warto (dla swojego bezpieczeństwa) mieć nad uczuciami większą kontrolę. Mózg rządzi a nasze uczucia „mogą bowiem przejść dwie różne drogi zanim się ujawnią. Jedna droga to objazd przez korę mózgową, co daje mózgowi szansę na skorygowanie reakcji emocjonalnej. Proces ten może też nie przechodzić przez korę, a prymitywne części mózgu stawiają ciało w pełnej gotowości, zanim kora mózgową ma szansę interweniować i przywołać do porządku”. (K. Nordengen, Mózg, s.108).
Minęło już wiele lat…, a naszą bohaterkę baśni wciąż budzą sny o przeszłości, przypomina jej się świat intensywnych przeżyć i barw. Tak różnobarwna paleta kolorów, sprawiła że te doświadczenia, mimo że czasem piękne, to odebrały jej wiele lat spokoju i na długi czas zamknęły w ciemnej wieży przeżyć. Każdy z nas zasługuje na szanse, by tworzyć świat na nowo, budować szczęście. Niestety, często po wyczerpujących doświadczeniach składanie wszystkiego na nowo, siebie samej i nowej relacji wymaga żmudnej pracy i zaakceptowania w sobie tego, co zdaje nam się już zużyte, popsute i niechciane. Te doświadczenia, choć czasem trudne, to jednak integralna część nas i tego, co dane nam było przeżyć. Taka była nasza droga. Na koniec nasuwa mi się pewne pytanie. Czy gdybym miała wybór, to czy mimo bólu, chciałabym to przeżyć? Odpowiedź nasuwa mi się od razu – TAK…
„,,,bo blizny zostają z tobą i są dowodem, że coś w życiu zrobiłeś. Że żyłeś… walczyłeś… kochałeś.” (A. Locke)
I choć mam cichą nadzieję, że nie mieliście okazji tkwić w toksycznych związkach, mam nadzieję, że będziecie wyczuleni na ich objawy…
Monika