BLOG

Obsesja bezbłędności. Odpuść póki nie jest za późno!

perfekcjonizm trening sukcesu

W zasadzie już od narodzin żyjemy w przeświadczeniu o spełnianiu, a nawet częściej przekraczaniu ustalonych standardów. Wymóg bycia lepszym od innych stał się wręcz powszechnym zjawiskiem, który co najdziwniejsze… często narzucamy sobie sami. Czy stawianie sobie i innym wysokich wymagań, stałe dążenie do bycia perfekcyjnym jest bezpieczne dla naszego zdrowia, kondycji psychicznej i zgodne z zasadami współżycia społecznego? Czy nie prowadzi do zbyt częstego formułowania nadmiernie krytycznych ocen wobec samych siebie i innych – często najbliższych, a w konsekwencji do negatywnych następstw takiego zachowania? Czy perfekcjonizm może być zatem szkodliwy? Sprawdźmy.

Czym jest perfekcjonizm?

Dla lepszego zgłębienia tematu, dowiedzmy się czym jest perfekcjonizm. Paul L. Hewitt i Gordon L. Flett wyróżnili trzy formy tego pojęcia:

  • perfekcjonizm zorientowany na innych, czyli formułowanie nierealnych oczekiwań wobec osób z otoczenia (mniejszych wobec siebie). Oznacza to piętnowanie i krytykę wszelkiego rodzaju uchybień (brak zaufania do kompetencji innych osób), co w konsekwencji prowadzi nawet do cynizmu i wrogości.
  • perfekcjonizm zorientowany na JA, czyli stawianie sobie samemu wysokiej poprzeczki. Wszystko w oparciu o chęć bycia doskonałym i uniknięcia konfrontacji z porażką. Osoby takie widzą świat zero – jedynkowo: odnoszą sukces bądź ponoszą porażkę. Nie ma tu złotego środka.
  • perfekcjonizm społeczny, to presja wpływowych osób na bycie niedoścignionym i doskonałym (przełożonych, rodziców, nauczycieli, itp.). Cechuje się poczuciem, że inni oczekują od nas nierealnego, a porażka kojarzona jest z krytyką.

Perfekcjonizm to zatem nic innego jak obsesja bycia bezbłędnym i nieomylnym. W książce „Pozytywna Psychologia Porażki” autorstwa Pawła Fortuny czytamy, że „osoby mające tego typu tendencje przejawiają skłonności do nieakceptowania wszystkiego, co nie jest doskonale.” Osoby takie chcą robić wszystko, tak dobrze jak to tylko możliwe, w konsekwencji boleśnie przeżywają pomyłki i przejawiają nadmierną skłonność do zmartwień. Niestety tak jak życie w stresie i pośpiechu może prowadzić do chorób układu krążenia, tak samo nieustający wymóg przekraczania pewnych standardów, może prowadzić do wielu innych problemów zdrowotnych (i nie tylko). Czy zatem ściganie się z czymś co jest w pewien sposób niedoścignione ma sens i dlaczego tak wielu z nas się na to porywa?

Skąd w nas lęk przed porażką?

Lęk i strach przed porażką nie bierze się znikąd. Jest niczym innym niż obawą przed konfrontacją z niepowodzeniami i najczęściej staje się skutkiem ubocznym wychowania rodziców. Które praktyki wychowawcze mają wpływ na wzmocnienie lęku przed niepowodzeniem? Przyjrzyjmy się im:

  • wysokie oczekiwania, czyli wszystko co stoi za niewinnymi stwierdzeniami: zawsze dawaj z siebie wszystko, osiągnij sukces, unikaj błędów, itp. Poprzeczka zawieszona przez rodziców ląduje bardzo wysoko. Liczy się tu głównie rezultat, nie droga do samodoskonalenia. Dzieci, kodując informacje tego typu, oczywiście robią wszystko, by spełnić oczekiwania rodziców.
  • zachowania kontrolujące, czyli stała obecność i kontrola rodziców na drodze do zwycięstw. Rodzice często przybierają tu rolę trenera, będąc zaangażowanym w każdy etap życia małego sportowca: od przygotowań po analizę zachowań i strategii przeciwnika po zakończonych zawodach.
  • zachowania karzące, czyli następstwa sytuacji, gdy oczekiwania dotyczące sukcesu zostały zawiedzione. Są to różne formy zachowań: negatywne opinie, groźby, a nawet kary. Słowa te padają nawet w obecności osób trzecich, często rówieśników swoich dzieci. Najgorszą formą jest tu tzw. wycofywanie miłości, czyli oddalanie się z miejsca zawodów, odsyłanie dziecka do swojego pokoju w celu przemyślenia swoich dokonań.

Przykłady te oparte są na grupie osób uprawiających sport, ale tropem analogii wiemy, że podobnie dzieje się w przypadku muzyków, plastyków czy naukowców. Tym oto sposobem od najmłodszych lat uczestniczymy w pewnym schemacie, z którego wynika, że przegrana jest czymś złym i należy się jej wstydzić, że często oznacza bycie niegodnym miłości rodzica. Uwaga (!) Ten lęk staje się niestety zaraźliwy: „rodzice, którzy nieustannie kontrolują postępowanie dziecka, emanują obawami i przekazują je swoim pociechom. Lęk jest więc przekazywany z pokolenia na pokolenie w wielowiekowej sztafecie sukcesu”. – pisze Paweł Fortuna w książce „Pozytywna Psychologia Porażki”.

Czarna piątka porażki, czyli czego tak naprawdę się boimy?

Zdaniem Dawida E. Conroya boimy się niepowodzeń, gdyż jesteśmy świadomi negatywnych skutków niekorzystnej dla nas sytuacji. Poniżej prezentujemy wymiary tego stanu w oparciu o badania mierzące poziom lęku przed porażką:

  • Lęk przed wstydem i zakłopotaniem

Tok myślenia: Gdy odniosę porażkę, martwię się o to, co pomyślą inni;

  • Lęk przed obniżeniem samooceny

Tok myślenia: Kiedy coś się nie udaje, to zazwyczaj dlatego, że nie jestem na tyle zdolny/a, żeby wykonać coś z sukcesem;

  • Lęk przed niepewna przyszłością

Tok myślenia: Kiedy coś mi nie wychodzi, mam przeczucie, że to zmieni moje nadchodzące plany;

  • Lęk przed utratą zainteresowania znaczących osób

Tok myślenia: Kiedy coś się nie udaje, ludzie zazwyczaj odsuwają się ode mnie.

  • Lęk przed wzbudzeniem niezadowolenia ważnych osób

Tok myślenia: Kiedy doznam porażki ważne dla mnie osoby mnie skrytykują.

Lęk ten może mieć oczywiście wiele odmian, od łagodnej np. motywująca trema po paraliżującą, która potrafi niekiedy doprowadzić nawet do całkowitej rezygnacji z wykonania zadania (o uszczerbku na zdrowiu nie wspominając).

Czy warto dążyć do bycia perfekcyjnym?

Tak jak każdy kij ma dwa końce, tak samo w dążeniu do doskonałości doszukamy się zarówno plusów jak i minusów. Do jego walorów z pewnością zaliczymy bogacenie się świata o nietuzinkowe dzieła sztuki, rekordowe wyniki sportowców, niecodzienną grę aktorską i można tak jeszcze długo. To dobra, z których korzystamy wszyscy i trudno nie przypisać im pozytywnego wpływu na nasze życie. Zaglądając na drugą stronę medalu… dążeniu do bycia perfekcyjnym mysi towarzyszyć akceptacja tego, że jest się/bywa niedoskonałym. Jeśli jej zabraknie, pojawia się obsesja bezbłędności, a ta niestety miewa bardzo destrukcyjny charakter. Krytyka wobec siebie i swoich osiągnięć nie gaśnie w tym przypadku, nawet gdy obiektywnie osiągamy najlepsze wyniki (każdy w swojej dziedzinie). Skrajną wersją takiej sytuacji jest zachowanie, w którym kryterium nie jest nawet poziom osiągnięć, ale fakt bycia lepszym od konkurencji. Jeszcze raz podkreślę, wynosimy to z domu.

Znajdźmy złoty środek!

Biorąc pod uwagę powyższe, jako duże, ale w dalszym ciągu dziecko oraz mama dwójki własnych pociech, zastanawiam się czy jak we wszystkim nie sięgnąć do punktu zwanego złotym środkiem. Jestem zdecydowanie bliższa stanowisku, że ważniejsze od powszechnego podziwu i zdobywanych laurów jest realny progres w zakresie własnych kompetencji oraz towarzysząca mu radość z możliwości samodoskonalenia. Trochę w myśl zasady, że nie cel jest ważny, ale droga dążenia do celu.

Najważniejszy jest tu jednak zdrowy dystans do wartości, które niekiedy narzuca na nas presja społeczna. Żyjemy w czasach ukierunkowanych na osiągnięcia i rywalizację, a brak zdroworozsądkowego podejścia do tego nurtu może okazać się sporą pułapką. Lęk przed porażką i perfekcjonizm obniżają poczucie satysfakcji z życia – na wielu jego płaszczyznach: od sfery zawodowej, po najbardziej prywatną. Płaci się za to depresją, zaburzeniami jedzenia, niską samooceną i innymi dysfunkcjami. To niewątpliwie duży koszt, za duży. Z każdym dniem starajmy się być lepszą wersją siebie, ale róbmy to na swoich warunkach i sami poddawajmy się wewnętrznej ocenie. Istnieje bowiem cienka granica między stawianiem na samorozwój a perfekcjonizmem, który na dłuższą metę może bardziej cię skrzywdzić niż pomóc.

Paulina

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn