BLOG

Macierzyństwo. Czy od teraz wszystko się zmienia?

macierzyństwo trening sukcesu

26 maja, Dzień Mamy. To dzisiaj, częściej niż zazwyczaj, słowo mama odmieniane jest przez wszystkie przypadki. To niewątpliwie najpiękniejsze i najbardziej wymowne słowo świata. Zawsze, niezależnie od mijającego czasu, pozostanie aktualne, ważne i wyjątkowe. Żadna z ról naszego życia nie jest zdolna do tak wielu poświęceń jak rola mamy… Chciałabym – właśnie dzisiaj, ubrać macierzyństwo w pewne ramy. Ramy ograniczeń i możliwości oraz zastanowić się czy rzeczywiście wraz z pojawieniem się w naszym życiu małego człowieka, wszystko diametralnie się zmienia. Nigdy nie zapomnę słów mojego pracodawcy, którego reakcją na wiadomość o mojej (drugiej) ciąży było następujące pytanie: „Paula, czy to znaczy, że już nie wrócisz”? Oczywiście, że wrócę! Choć wiem, że w tym pytaniu była tylko życzliwość i troska, długo nie mogłam zrozumieć jego zasadności. Zatem jak to w końcu jest?! Jak macierzyństwo postrzegamy my, a jak widzą je inni? Bycie mamą ogranicza czy sprawia, że możemy jeszcze więcej?

Możemy, jeśli tylko chcemy!

Zdaje się, że właśnie postawiłam pewną tezę. Jest dość kluczowa. Ta zależność jest bowiem podstawą do dalszego zgłębiania tematu. Tym razem bez żadnych naukowych dowodów, bez książek i odwołań. Podzielę się z swoim przemyśleniami i wierzę, że każdy weźmie z nich coś dla siebie. Proporcje będą różne, bo różne jesteśmy my – kobiety.

Piszę z perspektywy szczęśliwej mamy dwójki pociech: Maks – lat 5, Zuza – 11 miesięcy. Dzieci to mój największy kawałek świata. Przez pierwszy rok ich życia z założenia i własnego przekonania chciałam i byłam/jestem tylko dla nich. Oczywiście nie chodzi tu o to, by zapomnieć o sobie, ale mieć pewne, wyważone priorytety. Były ze mną, były obok, praktycznie z całodobowym dostępem do piersi. Dobra organizacja czasu dnia, umiejętne wykorzystanie drzemek i tak zwanego międzyczasu (słowo klucz dla każdej mamy) sprawiły, że nie czułam żadnych deficytów. Być może tak się zaprogramowałam, taki był mój cel i byłam mu wierna.

Apetyt na więcej

Zbliżający się roczek wiązał się jednak z pewnego rodzaju apetytem na więcej. Wynikało to też z przekonania, że po najważniejszym czasie bycia na wyłączność, warto do życia małych, ciekawych świata obywateli, wpuścić też innych. Niania, żłobek czy babcia (wybór jest kwestia indywidualną) oznacza dla dziecka nowe umiejętności, nowe (niezbędne dla kompleksowego rozwoju) doznania. Praca z kolei zaspakaja naturalną potrzebę samorealizacji i zadbania o siebie w innym, niż dotychczasowym wymiarze. Dla mnie to coś w rodzaju dążenia do równowagi i potwierdzenia słów: szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko.

„Opiekowanie się dzieckiem nie jest trudne. Trudne jest zrobienie w tym czasie czegokolwiek innego”.

@madka.polka

Zuzia owego roczku jeszcze nie skończyła, ale doskonale pamiętam te wspaniałe emocje związane z każdym powrotem do domu, gdzie pod opieką niani, czekał na nas synek! To była nowa energia, pozytywna tęsknota i wyjście z pewnej rutyny. Jestem więcej niż przekonana, że z dobrą energią jest jak ze szczęściem, zarażamy nią innych! Jeszcze raz podkreślę, jeśli ktoś czuje, że jego granica potrzeb to np.  pierwsze trzy lata życia dziecka, ma do tego pełne prawo. Wspomniane na wstępie „jeśli tylko chcemy” jest tu kluczowe. Dobrze, by to „chcę” po prostu nastąpiło. Dobrze dla obu stron.

„Nigdy od początku świata, nie było takiej osoby jak Ty,
więc nie ma niczego ani nikogo, z kim mogłabyś się porównywać i współzawodniczyć”.

@madamaco

Organizacja najlepsza z możliwych

No właśnie! Teraz trochę o tym czy my – mamy wierzymy w swoje predyspozycje i możliwości.  Za pierwszym razem wróciłam do pracy po zakończeniu rocznego urlopu macierzyńskiego. Oczywiście byłam pełna obaw, ale pozostawałam też wierna przekonaniu, że to dobry moment. Dla ciała było to fizycznie wielkie odprężenie. Tak, w pewnym sensie praca za biurkiem (w kontekście pracy, którą wykonuje każda mama) była odpoczynkiem – nazywam rzeczy po imieniu. Teraz, gdy na świecie pojawiła się Zu… wszystko toczy się w pomnożeniu przez dwa, ale spokojnie być mamą z doświadczeniem jest dużo prościej niż wtedy, gdy wszystko jest nowe.

Wracając do tematu… Po kilku latach praktyki i obserwacji innych mam, uważam, że nikt nie potrafi tak dobrze zarządzać czasem jak kobieta – matka. Każda minuta wyciśnięta jak cytryna, w głowie skrupulatny plan działania, umiejętność myślenia z wyprzedzeniem i posiadanie planu B na każdą ewentualność (każdą!) – to nasza domena! Przykładów nie brakuje, wszystkie możemy sypać nimi z rękawa! Najlepsi analitycy nie powstydziliby się takich umiejętności. Wydajność to też nasza niewątpliwie mocna strona. Zabieranie pracy do domu to w przypadku posiadających dzieci ostateczność. Kobieta – matka na tyle dobrze i skrupulatnie zaplanuje swój czas pracy, że wszystko zostanie wykonane w odgórnie założonych ramach. Gdybym mogła zatrudnić mamę trójki dzieci, nie zastanawiałbym się nawet przez chwilę. W końcu im więcej mamy do zrobienia, tym lepiej jesteśmy zorganizowane!

Kreatywność na najwyższym poziomie!

Jeśli innowacyjność i kreatywność to najjaśniejsze i najbardziej pożądane strony każdego, obiecującego CV – przypuszczam, że nie mamy sobie równych. J Praktyka czyni mistrza! Wyćwiczone na talerzu, przedszkolnych konkursach plastycznych, podczas organizacji czasu wolnego i innych wydarzeń okolicznościowych, stylizacji młodego człowieka, ubrania siebie z prędkością światła czy wykonania zdjęć do pamiątkowego albumu, gdy dziecko daje nam na to całe cztery sekundy – oj, długo by tak można… Myślę, że z niejednego problemu, wyszłybyśmy obronną ręką!

Oczywiście nie w każdej branży takowa kreatywność jest na wagę złota, ale mam nieodparte wrażenie, że macierzyństwo czyni nas wrażliwszymi na piękno i estetykę w najszerszym tego słowa znaczeniu. Każda biznesowa prezentacja dla klienta, przygotowana aranżacja wnętrz, odegrana rola w teatrze czy szkic strony internetowej, wszystkie przykłady zyskują na wartości, gdy sięgamy po wrażliwość matki.

Odporność na stres

Nigdy nie byłam odporna na stres. Każdy egzamin wiązał się z niewspółmiernym bólem brzucha i charakterystycznym uczuciem zimna. Ani w liceum, ani na studiach nie byłam w stanie nad tym zapanować. Byłam pewna, że mój organizm tak ma i nic w tej materii się już nie zmieni. Nie myliłam się: pierwsza ciąża, pierwszy poród, pierwszy katarek – były tego najlepszym przykładem. Jednak w miarę upływu czasu, gdy Maks „kichnął” po raz drugi i trzeci… zauważyłam, że coś we mnie ewaluuje. Najlepszym przykładem (jestem pewna, że każdy rodzic taki ma) była klasyczna trzydniówka Maksa vs. klasyczna trzydniówka Zuzi. Właśnie ostatnio wspominaliśmy z mężem te odmienne reakcje. Za pierwszym razem obdzwoniliśmy większość przyjaciół, zamówiliśmy wizytę domową poleconego pediatry, wyposażyliśmy apteczkę w wiele nadprogramowych środków, byliśmy tym delikatnie mówiąc bardzo przerażeni. Zuzia swoją trzydniówkę zaliczyła tydzień temu. Pełny spokój. Zaszły tu nabyte zmiany na lepsze!

Jestem pewna, że umiejętność radzenia sobie ze stresem w domu i doświadczenie w wychodzeniu z opresji, przekładają się na odporność na stres i podobne czynniki zachodzące w pracy.

Domowy podział obowiązków to podstawa

Dzieci, praca, obowiązki. Kto jest mamą, ten wie, że przypadkowość niczego nie ułatwia. Dobrze, gdy dzień ma swój plan i wszystko działa w nim trochę jak dobry, szwajcarski zegarek. Od pierwszych dni życia słyszałam, że dzieci lubią rutynę, dorośli trochę mniej, ale trzeba przyznać, że to działa. Śniadanie, żłobek/przedszkole, praca, odbiór dzieci, sprzątanie, gotowanie i again. Logistyka na najwyższych obrotach. Jednak pewne jest, że gdy chcemy wrócić do swoich zawodowych aktywności, rozwiązanie się znajdzie.

podział obowiązków

Przy drugim dziecku (dopiero przy drugim) nauczyłam się stosować pewien podział obowiązków. Przysłowiowe JA SAMA odsunęłam na dalszy plan i zaczęłam myśleć o sobie w kontekście ludzi będących obok. Niestety nie mamy na miejscu najcudowniejszej instytucji, którą jest babcia – 400 km to już wyprawa, ale czasami wystarczy wyostrzyć spojrzenie: sąsiedzi to też skarb! Chodzi o to, by dostrzec, zrozumieć, że wzajemna pomoc zazwyczaj wywołuje uśmiech u obu stron. Dzisiaj potrafię poprosić o pomoc innych – musiałam się tego nauczyć. Umiem poprosić męża o wsparcie w zapanowaniu nad domem, ogrodem czy zakupami. Potrafię poprosić cudownych sąsiadów, by wracając z pracy, kupili w aptece kropelki na nieplanowany katar. Naprawdę nie wiedziałam, że umiejętność proszenia o pomoc jest tak ważna i potrzebna. Zastanówcie się nad tym, bo ja długo nie miałam takiej świadomości.

Chcąc nie zwariować, warto też przeorganizować swoje priorytety. Piszę ten artykuł w drzemce mojej Zu, gdy Maks po przedszkolnych zadaniach domowych (do przedszkola wrócimy pewnie w czerwcu), ogląda swoją ulubioną bajkę. Zazwyczaj był to czas na doprowadzanie domu do pełnej czystości. Żeby wypić kawę, musiałam mieć wokół przysłowiowy błysk (typ pedantki). W konsekwencji miałam nieskazitelny porządek, po którym za godzinę nie było śladu, a chwila odpoczynku i wspomniana kawa dalej pozostawały w sferze marzeń. Uznałam, że to wymaga poprawek. Piszę, piję kawę, odkurzanie poczeka. Satysfakcja i spełnienie zdecydowanie większe. Mój organizm z tego zwolnienia obrotów też wydaje się być zadowolony. Teraz dom przywracam do ładu wieczorem – efekt przetrwa aż do rana. Kolejny plus. Duża w tym zasługa mojego męża.

Co z pracą z domu?

Wrócić do pracy oznacza także zostać w domu i pracować w jego zaciszu. U mnie to niestety nie działa. Poza drzemkami i nocą… nie umiem znaleźć innego, dobrego momentu na skupienie. Świadomość, że dzieci są obok, a ja tak blisko i jednocześnie daleko, sprawia, że efekty są marne. Lockdown pokazał nam wszystkim, że oczywiście można. Pytanie jednak czy nie jest tu pomocna świadomość o przejściowości tego procesu.

Czy da się tak na dłuższą metę? Pewnie tak! Wiele z Was robi to z dużym powodzeniem. Podzielcie się swoimi doświadczeniami. Nie jestem tu obiektywna, dlatego proszę zostawcie, uzupełniający ten aspekt, komentarz. Dla wielu mam taka forma pracy może być złotym środkiem na samorealizację.

Podsumowując… W całej swojej matczynej miłości, zróbmy wszystko by, to, co kiedyś było dla nas ważne, dalej pozostało istotne. Niech nasza czynna postawa będzie inspiracją dla innych, ale nie narzuca nikomu swojego zdania. Złote słowo: intuicja, dopuśćmy ją do głosu. Ja powoli szykuje się do zawodowego powrotu. Ty zrób tak, jak podpowiada Ci wnętrze. Jestem pewna, że podpowie dobrze i gdzieś się spotkamy, przetniemy.

Pięknego Dnia Mamy!

Paula

P.S. Jeśli jakkolwiek spodobał się Wam ten post, będzie mi miło jeśli go polubicie, skomentujecie lub udostępnicie. Nowe algorytmy Facebooka nie ułatwiają nam dotarcia do wszystkich, do których takie czy podobne treści dotrzeć powinny.

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn